Dziś post dość nie typowy, nie wnętrzarski:)
Na półtorej miesiąca musiałem wyjechać w sprawach pracy do Taichung na Tajwanie.
Niestety nie wziąłem aparatu, a ten w telefonie nie działa idealnie więc proszę, wybaczcie jakość zdjęć... Ogólnie niesamowicie dziwny kraj. Lubie jeździć samochodem- tu za kółko nie wsiadam.
Skutery, które są wszędzie zawsze maja pierwszeństwo... zawsze... Nie ważne, z której strony Cie taki komar wyprzedza musisz mu zjechać. Samochodami nie lepiej. Czerwone światło? No i co z tego? "Teraz jadę ja" i dawaj! Pasy na jezdni? Na co to komu jak można jechać środkiem? :)
Inna sprawa. Tęsknie za naszym jedzeniem. Naprawdę:) Brakuje mi rolady, klusek i modrej kapusty!:) i żurku! A tak to ryż, mięso nie wiadomego pochodzenia oczywiście z kośćmi itd, warzywa z reguły nie myte, czasem znajdzie się w środku jakieś niespodzianki. I reszty smakołyków nie będę lepiej opisywał;) Ale co by tekstu nie było za dużo zapraszam do zdjęć:)
Zachód słońca nad morzem. Po wrześniowym tajfunie kilka z wiatraków było wywróconych.
Targowiska, sklepy i jadłodajnie z reguły są otwarte bardzo długo i nie raz zajmują lwią część chodników.
Jedna z restauracji, do której zostaliśmy zaproszeni z bardziej europejskim jedzeniem. Tu na zdjęciu zupa kukurydziana z ciastem francuskim.
Nasza najbliższa okolica.
Jeden z prywatnych domów połączonych z siedziba jakiejś firmy.
Jednej soboty obok miejsca gdzie pracujemy na parkingu mieliśmy okazję być na festynie z okazji prawdopodobnie braku okazji:)
Wycieczka na ananasowa górę. Olbrzymie pola ananasów czasem przecięte kilkoma drzewami bananowców i kilkoma krzewami herbaty. Na kilku ujęciach widać okolicznych mieszkańców,
którzy prezentują swoje towary takie jak miód, owoce, herbatę itd itp.
Widoki z autostrady.
A tu coś co niesamowicie nas zaskoczyło. Dzień 1 godzina 16 asfalt zerwany, dzień drugi godzina 16 nowy asfalt położony. O 8 rano dnia trzeciego namalowane były pasy i samochody normalnie użytkowały drogę.
By post chociaż trochę był o wnętrzach- wybrałem się na spacer do okolicznego sklepu meblarskiego. Niestety nikt nie mówił po angielsku, i w sumie dopiero wychodząc zauważyłem olbrzymi zakaz fotografowania.
Z ciekawostek- stół z ostatniego zdjęcia kosztuje 140 000 Nowych Dolarów Tajwańskich co na nasze złotówki daje około 16 800zł....
I na koniec- duża kość leżąca prawie przy głównej ulicy obok sklepu meblarskiego, i kilka zdjęć z targowiska.
To by było na tyle w tym poście.
Mam nadzieję, że nie zanudziłem.
Dobrego tygodnia
Tajwan na zdjęciach prezentuje się bardzo ciekawie, ale nie wiem czy wytrzymałabym tam tak długo - to jedzenie z niespodziankami nie brzmi zachęcająco. :)
OdpowiedzUsuńświetna wycieczka, zachwyciłam się tymi stołami; ciekawa jestem jak mieszkańcy reagują na co dzień na obcokrajowców
OdpowiedzUsuńSą bardzo otwarci- ale nikt prawie nie rozmawia po angielsku więc jest zabawnie;)
Usuń